Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu
mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony. W przypadku gdy tenże pan pokłada ufność
i serce w istotach tego samego rodzaju, radość miłowania ofiarować może mu
drugi pan. Również jest to szlachetne uczucie, jednakże mniej łagodne oraz
powabne, w przeciwieństwie do kochania niewieściego. Nie zważając na
zamiłowania tegoż mężczyzny, po pojawieniu się doń w sąsiedztwie, nie poświęca
się nawet odrobiny czasu na przyswojenie poglądów czy charakteru kawalera. Jest
prawdą oczywistą, iż przybysz uznany
zostaje za prawowitą własność danej panny alboż panicza, których posiadłość
mieści się w niedalekiej okolicy.
W dworku Longbourn nowy dzionek zaświtał wyjątkowo
niepokojowo. Pani Bennet nie zważając na swoją aksamitną suknię oraz falbany,
zmierzała szybkim krokiem w kierunku posiadłości, będącej w jej mieniu od ponad
dwudziestu trzech lat. Jako starsza dama i matka pięciorga dzieci nie miała w
naturze tak żwawych posuwań, jednakże nadzwyczajna nowina wlała w nią niezwykły
wigor, takiż że już od posiadłości sir
Williama Lucasa gnała co sił, aby podzielić się nią z szanownym małżonkiem.
Mknąc przez lipową aleję, dziękowała Mateczce w niebie za taki wyjątkowy traf
losu.
-Pięć tysięcy funtów – mruczała pod nosem, ominąwszy Paula, który
wyprowadzał kobyłę na pastwisko – Własna posiadłość. Cóż za partia, cóż za okazja
!
Cały czas wychwalając tę okazję, przekroczyła próg domostwa.
Nie była to ogromna rezydencja, urządzona z przepychem czy smakiem. Ściany, z których odchodziło już obicie, stary
parkiet, pozjadane przez ćmy dywany, roztrzaskane okiennice, pełno błota oraz
ziemi. Jednakże kamienne ściany, dwa piętra, duże gospodarstwo i przyjemny dla
oka park nie pozostawiały wątpliwości o szlacheckim pochodzeniu rodziny
Bennetów.
Nie była to linia szczególnie majętna, czy sławna, a jej
ciągłość mogła nagle wygasnąć, co tak bardzo trapiło panią Bennet. Poczucie, iż
w razie braku ożenku dziatwy, a śmierci małżonka, stracą całą posiadłość i
zostaną bez dachu nad głową, nie dawało biednej damie spokoju. Szybkim krokiem
przemierzała sień ,zmierzając do czytelni, gdzie pan Bennet najprawdopodobniej
przebywał. Po drodze potrąciła Mary, prawiącą Kitty jakieś mądre w jej
mniemaniu przestrogi. Zapiszczała z niesmakiem i nie spojrzawszy na Johna,
mówiącego coś do niej, kobieta otworzyła drzwi czytelnie i pospiesznie przekroczyła
próg.
Jej małżonek siedział zaczytany w fotelu, jego najukochańszym
miejscu w całym dworku. Bacząc, aby zachowywać się całkowicie zwyczajnie dama wyprostowała
się, poprawiła suknię i bezwładnie opadał na taboret, czekając na choćby kroplę
zainteresowania małżonka. Ten jednakże nadal pogrążony był w lekturze, nie
zważając na powrót swej lubej. Ta więc powstała i powolutku podeszła do okiennicy.
- Mężu najukochańszy –
tak zaczęła konwersację pani Bennet tegoż przyjemnego dnia, mając na
względzie, ażeby jej wiadomość
wybrzmiała w uszach małżonka w pełni naturalnie – Panna Przenajświętsza czuwa
nad naszym domem oraz moimi chorymi nerwami. Poczciwa pani Long wyjawiła mi
przed niezbyt odległą chwilą, iż Netherfield Park został wydzierżawiony.
Pan Bennet zapewnił najszczerzej, nie odrywając wzroku od
powieści, którą trzymał w dłoniach, że nic mu o tym nie wiadomo.
- Powiadam ci najświętszą prawdę – zapewniała pani Bennet,
jednakże nie widząc ni wżdy zainteresowania tematem w obliczu małżonka ,
zapytała- Czyś naprawdę nie ciekaw, kim
jest ów kawaler ?
- Nie będę oponować, a więc
zabierać ci tej przyjemności, moja duszko.
Słowa te były wystarczającym zaproszeniem.
- A więc, mój drogi. Pani Long powiada, iż Netherfield
wydzierżawił jakiś ogromnie majętny młody kawaler, skądś z północnej Anglii, że
przyjechał z Londynu powozem, ale wyjątkowo ozdobnym, nie takim jak nasz mój
drogi. Po obejrzeniu posiadłości, tak zapadła mu ona w serce, iż natychmiast
ugodził się z panem Morrisem i ma objąć Netherfield jeszcze przed świętym
Michałem, a część służby zjedzie znacznie wcześniej.
- Jak się nazywa ?
- Bingley.
- Żonaty czy kawaler ?
- Och kawaler, mój kochany, oczywiście. I to z dużym
majątkiem. Cztery czy pięć tysięcy funtów rocznie. Toż to idealny małżonek dla
naszych dziatek.
- A co to ma z nimi wspólnego, moja miła ?
- Jakiś ty dziś męczący, panie Bennet. Na pewno z którąś z
naszych pociech się ożeni. To rzecz jasna.
- Jednakże, czy ów pan osiedla się tu w tym zamiarze ?
- Niedorzeczność ! A w
jakim innym celu ? Jestem pewna, iż w którejś z nich odda serce i pięć tysięcy
funtów. Pani Long zarzekała się, że szanownego pana Binley nie interesują damy,
spojrzyj jaka to szansa dla naszych synów! I dlatego musisz złożyć mu wizytę
natychmiast po jego przyjeździe.
- A jakie są ku temu powody ? Twoja wizyta moja duszko wyda
mu się bardziej słodka albo wyślij któreś z dziatek. Jesteś równie urodziwa jak
one, lecz skoro gustuje on w męskich atutach, ty moja droga nie zaskarbisz
sobie jego adoracji.
- Och, proszę przestać panie Bennet ! Grzech zaprzeczyć, iż
nie pamiętam czasów, kiedym przyciągała
uwagę gentelmanów , ale to już dawno minęło i nie mieści mi się w głowie, bym
teraz tak bardzo wyróżniała się wobec innych. Mając piątkę dorosłych dzieci,
kobieta nie powinna przykładać uwagi do własnej urody. – od wspominek swej
młodości lica pani Bennet zrobiły się purpurowe jak piwonie.- Musisz mężu jak
najszybciej wsiąść w powóz i złożyć wizytę w Netherfield.
- Nie sądzę, aby było to rozsądne.
- Jak możesz tak działać na moje nerwy ?- załamała się pani
Bennet, upadając na obity jedwabiem taboret. – Jak możesz nie myśleć o swoich
dzieciach ? Całe hrabstwo pojedzie do pana
Bingleya z wizytą, a z pewnością ta wstrętna pani Lucas, mniemając, że taki
szacowny kawaler zauroczy się w jej synu, co za nonsens. – tylko przez swoje
niebiańsko spokojne usposobienie pan Bennet nie wypomniał małżonce, jak jeszcze
przed zachodem słońca wychwalała całą rodziną Lucasów. – To świetne partia,
pięć tysięcy funtów mój drogi, taki dar od losu nie może pójść na zmarnowanie !
Koniecznie musisz tuszyć do Netherfield, my z dziatwą przecież nie możemy same
złożyć wizyty, jak by to wyglądało.
Pan Bennet nadal mało ogarnięty całą sytuacją, miał na uwadze
inne sprawunki, mianowicie księgę zachwalaną przez Edmunda. Rozpacz żony odebrał
jako najzwyczajniejszy niewieści lament.
- Mogę przyrzec na wszystkie świętości moja duszko, że to
wasze odwiedziny sprawiłyby Bingleyowi niewątpliwą przyjemność. Skreślę mu parę
fraz, mówiących o zgodzie na ożenek z każdym z mojej dziatwy, bez miary synem
czy córką. Jednakże muszę zaakcentować temuż młodzieńcowi, jak wspaniałą duszą
jest mój Eddie.
- Zaklinam cię kochany, abyś tego nie czynił. Edmund nie
błyszczy wcale na tle innych mych pociech, a już z pewnością nie jest nawet w
połowie ładny jak John, ani wesoły jak Lidia.
Ale co po moich pustych bólach, zawsze obdarowywałeś go wyjątkowym
uczuciem.
- Każde z nich zawiera jakąś ukrytą w głębinach duszy
wartość, ot błahostki, płochliwość i głupstwa.
Eddie za to przewyższa ich wszystkich bystrością oraz jasnotą umysłu.
- Nie troszczysz się o nie, ani o moje biedne nerwy ! – pani Bennet
popadła w rozpacz. Ze łzami ułożyła się na tapczanie, próbując okazać połacie
bólu. Małżonek nie wydał z siebie ni słowa i począł wgłębiać się tekst.
- Mylisz się moja duszko – zapewnił łagodnie – Mam dla ciebie
i twoich nerwów jak najświętszy szacunek. To moi starszy przyjaciele, słyszę
ich nawoływania od prawie ćwierćwiecza.
- Nie potrafisz pojąć, co ja cierpię, jak się czuję. Kiedy
następnym razem Pan Bóg ześle nam takiego kawalera ? A iżby to uczynił, przecie
i tak nie złożysz nikomu wizyty. Czują już kostuchę nad moją duszą. Czas odchodzić,
a moje dzieci, moja Lidia wylądują na gościńcu, bo mój pan mąż uparcie dążył to
wszystkiego, by zapobiec ożenkowi.
Pani Bennet powolnie podniosła się na swoje bawełniane
pantofle i podciągając suknię, opuściła izbę, wzdychając o swoim przeogromnym nieszczęściu.
Pan Bennet westchnął głęboko, uskarżając się na nią w myślach . Była to
duszyczka bardzo łatwa do przejrzenia. Kobietka
małego umysły i rozwagi, z wieloma niedostatkami w ogładzie. Miernego
wykształcenia i usposobienia. Gdy coś ją gniewało, wyobrażała sobie, iż cierpi
na nerwy. Celem jej pobytu na ziemi było wydanie dzieci za mąż, a radością
wizyty i nowinki.
Sam pan Bennet był dość specyficzną mieszanką, mieszczącą w
sobie sarkastyczny humor, powściągliwość, inteligencję oraz bystrość. Rzadko
przejawiał swoje uczucia, a przy tym często wykorzystywał naiwność małżonki.
Już na samym początku postanowił, iż odwiedzi Bingleya w Netherfield i zaprosi
tegoż bogatego kawalera do Longbourn. Tego wymagała etykieta, a możliwość
ożenku jednego z dzieci tym bardziej wzmogła jego chęci. Powziął sobie jednak
za punkt honoru, by pani Bennet o niczym się nie dowiedziała, wówczas jej
radości nie miałyby końca, a z tym jego boleści. Małżonka nie wiedząc o niczym
była znacznie spokojniejsza oraz klarowna, a rzucane w niego spojrzenia pełne
urazy potrafił jakoś zdzierżyć.
W ciągu całego swego pożycia w małżeństwie pani Bennet wydała
na świat pięcioro dzieci. Pod względem wieku, ale i różnych innych zalet przodował John. Był to młodzieniec niezwykłej
urody. Delikatne jak piórka, a złote jak zboże włosy, rozświetlały jego powabne
lico. Oczy miały barwę nieba o wschodzie, a rumiane policzki dodawały
wyjątkowego uroku oraz łagodności. Kawaler wraz z opuszczeniem łona matki,
odebrał urodę przeznaczoną dla reszty dziatwy. Żadne z późniejszych potomków
nie było tak urodziwe. W całym hrabstwie uchodził za wyjątkowo urodnego
dziedzica, czym ponad wszelką miarę szczyciła się pani Bennet. Co do samego
Johna Pan Bóg miał inny plan. Panicz Bennet jakby nie widział swej urody,
postępował w życiu wyjątkowo skromnie i cicho. Przez swe łagodne usposobienie
widział w ludziach tylko zalety, co często zniekształcało jego osąd. Potrafił
usprawiedliwić każdy, nawet najbardziej niegodziwy uczynek. Nie posiadał
skłonności do okazywania swych uczuć, chociaż miał do nich ogromną słabość.
Jego piękne oblicze zakrywało wszelkie emocje, co obserwatorowi mogło wydać się
obojętnością.
Kiedy panicz ujawnił, iż w jego sercu miejsce jest tylko dla
innego mężczyzny, pani Bennet wpadła w boleści i chorowała na nerwy przez
niemal kwartał. „Taki kawaler pójdzie na zmarnowanie, taka uroda.” Nie
ukrywała, że wolałaby, ażeby jej pierworodny obdarzył ją wnuczętami, a nie
kolejnym synem. Pan Bennet również
zdawał się zawiedziony, jednakże faktem, iż jego pierwszy nie zostanie
dziedzicem Longbourn, gdyż Bennetowie nie posiadali dużych majętności. Po
upływie jakiegoś wszystko wróciło na dawne tory. Matka pogodziła się z losem, a
nawet dostrzegła niemałe korzyści.
-Mój John ze swoją urodą na pewno zdobędzie jakiegoś bogatego
lorda z paroma tysiącami rocznie. Osiedli się w majestatycznym dworze, a ja
biedna zaoszczędzą na posagu dla moich córek.
Jednakże upodobania Johna nieraz sprawiały mu kłopotliwości.
Panowie charakteryzują się dużo śmiałością, a i również łatwością w rozmowach
oraz bezpośredniością, są bardziej otwarci niż damy. Panicz Bennet nie posiadał
tych cech, był na ogół spokojny i zamknięty w sobie. Często nawiązanie relacji
sprawiało mu trudności. W dodatku przez swoją nieumiejętność rozpoznawania
ludzkich zamiarów, czy pragnień stawał się duszą bardzo podatną na
zranienie. Młodzieniec nigdy nie
powiedział o żadnym stworzeniu Bożym ni złego słowa, co wprawiało częste
oburzenie Edmunda, drugiego w kolejności oraz przyjaciela Johna od serca.
Z całego swego
potomstwa pan Bennet miłowało go najbardziej. Zapewne odnajdywał w synu siebie
sprzed mariażu. Żywy umysł oraz dostrzeganie zabawnych stron ludzkich przywar i
słabostek Eddie dostał właśnie od ojca.
Posiadał on dużo wdzięku oraz miłą dla oka twarz, jednakże nie został tak
obdarowany urodą jak John. Nie zważał jednak na to, gdyż więcej uwagi
przykładach do cech charakteru oraz obycia. Jego ciemne włosy pozostawały w
nieładzie, co strasznie oburzało panią Bennet, która nigdy nie ukrywała, iż
kocha go najmniej ze swojego potomstwa. Nie dostrzegała ona inteligencji oraz
wszechstronności syna, a jego bezpośredniość traktowała jako brak szacunku. W
stosunku do ożenku podchodził z dużą dawką dystansu, co jeszcze bardziej
szarpało chore nerwy pani Bennet. Poza
tą uroczą damą cieszył się opinią kawalera oczytanego, powabnego oraz
rozsądnego. Ceniono go jako rozmówce, a także partnera do każdej dyskusji. Wraz
z Johnem posiadał dobre wychowanie oraz umiał zachowywać się w towarzystwie,
czego nie można było powiedzieć o pozostałej trójce Bennetów. Ze starszym bratem trzymali się bardzo blisko.
Eddie jako jeden z niewielu miał dar odczytywania uczuć Johna. Martwił się o
jego nieśmiałość, o to, iż może mu ono kiedyś przeszkodzić w ożenku. Sam nie
był na razie nim owładnięty, choć nie wykluczał takiej przyszłości. Tak jak i
pierworodny doceniał tylko zalety swojej płci. Ojciec nie przejął się tym
straszliwie, kochał Eddiego ponad wszystko i nie chciał nic w nim pozamieniać.
Jednakże matka była wstrząśnięta.
-Cóż za nieszczęście ! Dwoje dzieci po sobie ! Za jakie
grzechy? Moje biedne nerwy.
Pozostałe potomstwo nie przyniosło poprawy ani dziedzica.
Mary nie dorównywała pięknością bracią,
a nawet należała do panien mniej urodziwych. Ponad wszystko starała się nadrabiać
to wykształceniem oraz intelektem. Jednakże i ich nie posiadała w dużej dawce,
o czym nie miała pojęcia, gdyż w swoich oczach uchodziła za niebywale mądrą
oraz utalentowaną. Kitty była słodką
dziewuszką, urodną, ale wyjątkowo głupią i naiwną. We wszystkim naśladowała
młodszą siostrę Lidię. Pani Bennet kochała najbardziej właśnie Lidię. Widziała
w niej siebie sprzed lat i pozwalała jej na bardzo wiele. Panna myślała tylko o balach i kawalerach,
nie przykładała wagi do wykształcenia, ogłady oraz etykiety, jak wszystkie
panny Bennet. Chciała jak najszybciej wyjść za mąż, najlepiej za bogatego
oficera. Tańce, sukienki, wstążki – to stanowiło jej mały świat, a Kitty
podążała za nią ślepo.
Państwo Bennet zostali
zatem bez dziedzica. Ich córki nie miały żadnych praw w tym względzie, a
synowie gustowali mężczyznach, co prawda nie przekreśla to praw dziedziczenia w
wypadku posiadania dużego majątku, jednakże rodzina Bennetów takiegoż nie
posiadała. Zatem w chwili śmierci pana Benneta cała posiadłość, dom, meble,
pieniądze przejdą na niejakiego pana Collinsa, najbliższego ich kuzyna. Dlatego
pani Bennet tak bardzo zależało na szybkim ożenku. Nie mogła przyjąć myśli, iż
stracą wszystko i wylądują na ulicy. Ale
wracając do naszej opowieści.
Wieczorem cała rodzina znajdowała się w małym saloniku, gdzie
pani Bennet w zwyczaju miała przyjmować swoich gości, jednakże w ostatnich
dniach nikt nie wyraził choćby najmniejszej chęci, aby odwiedzić jej domostwo,
poza panią Long, jednakże z tą damę pani matka pozostawała w milczącej obrazie.
Samej jej również humor nie dopisywał. Od zatargu z małżonkiem nie mogła
znaleźć sobie kąta w domostwie. Przez już parę dni biegała po całej
posiadłości, wtrącała się w nieswoje interesy, a na męża nawet nie raczyła
spojrzeć. Jej serce pełen było głębokiego żalu, odnośnie jego postawy wobec
mariażu dzieci.
- A czy ty Eddie nie miałbyś ochoty poznać pana Bingleya ? –
posłał zapytanie pan Bennet do swego syna. Edmund wtenczas rozprawiał o czymś
zaciekle z Johnem, jednakże na głos ojca zaraz przerwał konwersację.
- Tatku skończyłem już parę wiosen, zatem każdego dobrze
rokującego kawalera będę chciał poznać, pytanie jest tylko czy ów pan Bingley
zechce odwzajemnić tę relację.
- Oj zechciałby, gdybyż chociaż wiedział o naszym istnieniu,
o czym mój pan mąż nie chce mu wspomnieć – zrzędziła pod nosem pani Bennet.
- A nawet jeśli nie miałbym na to ochoty – kontynuował Edmund
– i tak bym ci przecież o tym ojcze nie powiedział przy naszej pani matce.
Znasz jej słabe nerwy, nie ośmielę się narazić ich na większy uszczerbek. –
Pani Bennet nie odgadła, iż jest to naigrywanie się z niej, a John z ojcem
wymienili porozumiewawcze spojrzenie. Mary za wszelką cenę chciała zrozumieć
schowany sens słów brata i odpowiedzieć na to czymś wybitnie mądrym, jednakże
nie była w stanie.
- Więc całe szczęście, iż dzięki twemu panu ojcu nie będziesz
miał okazji go nawet ujrzeć.
- Cóż ty bredzisz matko ? – wzburzył się Edmund – Czyż nie
mamy zaproszenia za dwa tygodnie na bal, na którym on będzie obecny ? A może
zamierzasz nas trzymać od niego z daleka ? Pani Lucas obiecała nam go
przedstawić.
- Oj Eddie, ależ ty naiwny – chwyciła się za głowę pani
Bennet, trącając wtenczas Lidie swoim łokciem – Przepraszam cię serce moje –
pogłaskała najmłodszą po głowie i kontynuowała – Czy naprawdę myślisz, że pani
Lucas zapozna waz z tym bogatym jegomościem, a przy tym kawalerem, mając
własnego syna i córkę gotowych do ożenku ? Nie mam dobrego mniemania o tej
damie, jest samolubna oraz zmanierowana.
- Masz rację moja duszko. Myślę więc, że nie musicie skorzystać
z jej pomocy.
Pani Bennet nie wiedziała, co na to odpowiedział, więc zaczęła
łaić córkę.
- Na Panienkę Przenajświętszą, Kitty skończy już z tym kichaniem
! Nie masz litości dla zszarpanych nerwów matki !
-Przecież nie robię tego dla przyjemności – odparła oburzona
Kitty i z obrażoną miną zwróciła się do siostry – Lidio, od dzisiaj licząc
kiedy jest bal ?
- Za tydzień ! – wykrzyknęła z entuzjazmem Lidia – A ja
jeszcze nie mam wstążek! Ani spinek! – mówiąc to miała twarz tak przerażoną,
jakby co najmniej wybuchła wojna. To
były jej życiowe wartości, do których przywiązywała największą wagę – Matulu
możemy iść jutro z Kitty do miasta i je kupić ? – zwróciła się do matki. Co
prawda nowe wstążki kupiła dwa miesiące temu i miała je na sobie tylko raz,
jednak pani Bennet nie mogła jej odmówić, zatem zaraz wyraziła zgodę. Na to
dwie najmłodsze panny Bennet wyszły z saloniku, trajkotając cały czas o balu,
zakupach oraz kawalerach.
- Zatem jaką decyzję podjęłaś moje serce?
- A co mam ja do mówienia w tej sprawie? – oburzyła się pani
Bennet, dokańczając robótkę –Co ja biedna sama mogę zrobić ?
- Może to ty powinnaś przedstawić nasze dzieci Bingleyowi. Na
pewno doceniłby taką odwagę.
- Jakże mam to zrobić – zanosiła się nieszczęśliwym śmiechem
małżonka – skoróż sama nie miałam z nim jeszcze okazji.
- Czy coś staje na przeszkodzie żeby to zmienić – drążył pan
Bennet – Takiemu wytwornemu kawalerowi jak szanowny pan Bingley na pewno dużej
różnicy nie zrobi, czy pierwszą wizytę złoży mu pan Bennet czy pani Bennet. Zbyt
dużą wagę przywiązujesz do form zawiązywania znajomości, moja duszko. Już
kiedyś ci wspominałem, iż twoje odwiedziny sprawiłyby mu dużo więcej radości.
Dla tak wytwornych osobników większą ma wagę treść przedstawienia niż jego
sposób. Wielu panów zapoznało się już z nim, lecz gwarantuję ci moja droga, że
połowy z nich już nie pamięta, a imiona większości wyleciały mu z głowy. Za to twoja
wizyta, na pewno bardzo czarowna oraz wyjątkowa, zapadłaby mu głęboko w pamięć.
Myśląc o hrabstwie, miałby przed oczami tylko wasze urocze spotkanie, przez co
twoje pociechy natychmiastowo są znacznie wyżej w jego względach niż dajmy na
to pan i panna Lucas. Dlatego zależy mi, abyś wzięła sprawy w twoje piękne
dłonie i czym prędzej pojechała do Netherfield. Czy chcesz coś dodać, Mary ?
Mary jednak milczała, gdyż nie do końca zrozumiała wywód ojca,
a ponad wszystko nie chciała zbłaźnić się jakąś niemądrą wypowiedzią.
- Więc wracająco Bingleya …
- Mam już dość Bingleya ! – krzyknęła rozwścieczona pani
Bennet – Nie chcę słyszeć nazwiska tego człowieka w mojej obecności.
- Nawet nie wiesz jak mi przykro, kiedy to słyszę, ale
dlaczego nie mogłaś mi powiedzieć tego wcześniej ? – posłał żonie pytający
uśmiech. – W takim razie muszę cię zmartwić, że ta znajomość została już
zawarta. Odwiedziłem tego jegomościa wczoraj o poranku. Z wielką radością przyjął
on moje powitanie. Zatem w brew twemu życzeniu najdroższa, jego imię
niejednokrotnie usłyszysz w najbliższym czasie.
Tymi słowami pan Bennet wprawił wszystkich w ogromne
zadziwienie. Natychmiast wszystkie dolegliwości związana ze zszarpanymi nerwami
pani Bennet odeszły w zapomnienie i przemieniły się w ogromne ucieszenie. Nikt
nie krył podekscytowania, nawet Mary, a na wrzaski Lidia i Kitty wbiegły do
saloniku. Kiedy John przekazał im, co się stało, zaczęły świętować, jakby co
najmniej pan Bingley już oświadczył się jednej z nich.
- Och mój drogi, tylko się tak z tobą droczyłam – oświadczyła
pani Bennet, gdy przeszedł już pierwszy wybuch radości – Od samego początku
byłam pewna, że mnie nie zawiedziesz i to zrobisz. Zbyt mocno kochasz naszą dziatwę, aby puścizna
zmarnowanie takiego kawalera. Jakam rada ! Cóż za pyszny figiel ! Teraz moja
Kitty możesz kaszleć, ile chcesz.
Następnie zakończyła te radości, wyganiając dzieci z pokoju,
opowiadając wtenczas o ich ojcu, tym wspaniałym człowieku, który działa kojąco
na jej serce oraz nerwy. Gdy wszelkie hałasy już ucichły, Eddie ukradkiem
wślizgnął się do gabinetu ojca.
- Tatku, jaki on jest ? Czy choć w części tak idealny jak to
opowiada pani matka ?
- Nikt mój drogi Eddie nie jest idealny, chociaż muszę przyznać,
iż twojej rodzicielce niewiele do tego stadium brakuje. Tylko nie mów jej tego,
bo nie pohamuje swej radości. A co do samego Bingleya to bardzo urodziwy i miły
kawaler, a przy tym wyjątkowo życzliwy. Spojrzenie ma bardzo przyjazne. Obiecał
mi, że nas odwiedzi, ale dopiero po balu, gdyż w tym jeszcze tygodniu wybiera
się do Londynu i wróci w przeddzień tegoż wydarzenia. A mówiąc o jego majątku, cóż twoja matka ma
tu pełną rację, lecz to chyba nie ma dla ciebie większego znaczeni.
-Skłamałbym, przyznając ci rację ojcze. Mówi się, iż
pieniądze nie dadzą szczęścia, ale z czym kojarzy ci się domostwo ? Z czym
kojarzy ci się pożycie ? Czyżby nie ze szczęściem ? A co da nam piękny dom i
życie jak nie pieniądze.
- Istnieje wiele rodzajów szczęścia, a i dla każdego znaczy
ono co innego. Dla mnie jest to spokój, dla twej matki nowinki i mariaże, dla
Kitty i Lidii bale i suknie, Mary książki, Jane przyjaźnie. A czym ono jest dla
ciebie ?
- Dla mnie oznacza czystość sumienia oraz niezatracenie
własnej osoby. Gorące miłowanie zmienia nas, tak samo jak pieniądze, przez co
możemy się zagubić i utracić swoją duszę. A niewielu może po tym powrócić do
pierwotnego stanu, a potrzeba do tego ogromnego zaparcia i wysiłku. Nie wiem,
czy ja bym temu podołał, zatem postaram się skupić ponad wszystko, aby pozostać
Edmundem, jakim jestem teraz tak, ażeby nawet i pan Bingley, jego posiadłość
oraz pięć tysięcy rocznie, nie odebrały mi go.
Czy taka definicja szczęścia cię zadowala ?
- Oj Eddie, jeśli będziesz stawiał ją aż tak wysoko, trudność
sprawi ci i osiągnięcie tego szczęścia, a także jego znalezienie w postaci
męża. I nie zapieraj się przed choćby najmniejszą zmianą z miłości. Czasem, jak
powiedziałeś, jest to coś negatywnego, ale miłowanie to tak silne uczucie, iż
musi na nas jakoś oddziaływać, a robi to w postaci wewnętrznych zmian, to
normalne. Spójrz na mnie. Nawet nie wiesz jak bardzo różnię się od Benneta,
którym byłem przed małżeństwem, a którym teraz jestem. A jednak to właśnie
takiego mnie kochasz, czyż nie ? A teraz prędko do łóżka.
Edmund pożegnał się z ojcem i ruszył po schodach na drugie
piętro, cały czas rozmyślając o jego słowach. Przysiągł sobie ponad wszystko,
iż miłość go nie zmieni, nie zmieni jego duszy oraz postrzegania innych. Nie wiele on wiedział o miłowaniu, jedynie
tyle , ile wyczytał lub zaobserwował. Dla niego takie uczucie oznaczało coś zupełnie
innego niż dla Lidii, jednakże czy mógł oceniać, która wersja jest lepsza ?
Wchodząc do izby, dało się ciągle słyszeć podekscytowane
poszeptywania Kitty z najmłodszą siostrą. Planowały, jak zrobią wrażenie na
panu Bingleyu podczas balu. Edmund tyle razy powtarzał ojcu, iż to
niedorzeczność, aby panny Bennet chodziły na bankiety, gdy on wraz z bratem są
jeszcze kawalerami, a i ogłada oraz maniery sióstr pozostawiają wiele do
życzenia, a ich ekspozycja na oczach całego hrabstwa mogła przynieść rodzinie
niemały wstyd. Ale ojciec był bezradny, to pani Bennet o wszystkim decydowała,
a ona na pewno nie chciała słyszeć o zostawieniu córek w domu, kiedy mogą
znaleźć jakiegoś bogatego kawalera.
John leżał już w łoży, lecz otwarte oczu mówiły, iż nie
zapadł jeszcze w sen.
- Ależ nam ojciec zrobił niespodziankę. – zaśmiał się, w
czasie obrotu w stronę brata. Eddie właśnie obmywał twarz w misie, a następnie
przebierał się w coś lekkiego do snu.
- Ciekaw jestem, czy miał zamiar to powiedzieć nam właśnie
dzisiaj, czy to pani matka zmusiła go do tego swoimi narzekaniami. Jednakże nie zależnie od tego, jutrzejszego
dnie będzie już na pewno spokojniej. – podniósł kołdrę i położył się obok
Johna.
- Czy myślisz, że to co o nim mówią to prawda ? – zapytał
starszy.
- Podobno to prawda, w końcu ciężko wyssać sobie z palca
kwotę taką jak pięć tysięcy funtów.
- Ale mi nie chodzi o to głuptasie. – zapewnił John, śmiejąc
się. – Miałem na myśli, że ludzie gadają, iż pan Bingley preferuje mężczyzn.
Głowiłem się, czy to jest prawda.
- Niestety o tym mi nic nie wiadomo. Również słyszałem te
pogłoski, lecz nie wiem, czy można im dać wiarę. Chociaż nie powiem, iż bym się obraził, gdyby
okazały się prawdą. A ty nie udawaj, że nie chodzi ci o jego funty. Pani matka to
usłyszy i zaraz złoi ci skórę.
Śmiali się jeszcze przez jakiś czas, leżąc przy zapalonym knocie.
Edmund cały czas łapał się na wyobrażaniu sobie pana Bingleya, jego twarzy, włosów,
oczu. Nawet go nie poznał, a jednak czuł, iż ten kawaler ma w sobie coś niezwykłego,
co nie pozwalało o nim zapomnieć. Jednak nie czuł się w tym odosobniony, z pewnością
każdy z młodych Bennetów, a może nawet nie wykluczając rodziców, poświęcał teraz
myśli osobie Bingleya.
- Na pewno mu się spodobasz. – zapewnił John.
-Ja ? Gdy stanę obok ciebie, nie zauważy mnie, nawet jeślibym
krzyczał, czy zachowywał się jak Kitty. Jego uwaga na pewno powędruję do ciebie
i w pełni na to zasługujesz.
- Mam tylko nadzieję, że będzie on tak miły i dobry jak bogaty.
- Módl się mój drogi, ażeby nie był dumny i wyniosły. Niczym tak
nie gardzę jak tymi wadami. – dopowiedział Eddie, gasząc świecę.
No fajnie chętnie poczytam, ale jeśli chodzi o wygodę czytanie to mogłabyś zmienić tło lub kolor czcionek, dla mnie koszmar do czytania nie mogłam się skupić. Tło strony bardzo fajne:-)
OdpowiedzUsuń