wtorek, 21 lutego 2017

Rozdział pierwszy

Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony. W przypadku gdy tenże pan pokłada ufność i serce w istotach tego samego rodzaju, radość miłowania ofiarować może mu drugi pan. Również jest to szlachetne uczucie, jednakże mniej łagodne oraz powabne, w przeciwieństwie do kochania niewieściego. Nie zważając na zamiłowania tegoż mężczyzny, po pojawieniu się doń w sąsiedztwie, nie poświęca się nawet odrobiny czasu na przyswojenie poglądów czy charakteru kawalera. Jest prawdą oczywistą, iż  przybysz uznany zostaje za prawowitą własność danej panny alboż panicza, których posiadłość mieści się w niedalekiej okolicy.
W dworku Longbourn nowy dzionek zaświtał wyjątkowo niepokojowo. Pani Bennet nie zważając na swoją aksamitną suknię oraz falbany, zmierzała szybkim krokiem w kierunku posiadłości, będącej w jej mieniu od ponad dwudziestu trzech lat. Jako starsza dama i matka pięciorga dzieci nie miała w naturze tak żwawych posuwań, jednakże nadzwyczajna nowina wlała w nią niezwykły wigor, takiż  że już od posiadłości sir Williama Lucasa gnała co sił, aby podzielić się nią z szanownym małżonkiem. Mknąc przez lipową aleję, dziękowała Mateczce w niebie za taki wyjątkowy traf losu.
-Pięć tysięcy funtów – mruczała pod nosem, ominąwszy Paula, który wyprowadzał kobyłę na pastwisko – Własna posiadłość. Cóż za partia, cóż za okazja !
Cały czas wychwalając tę okazję, przekroczyła próg domostwa. Nie była to ogromna rezydencja, urządzona z przepychem czy smakiem.  Ściany, z których odchodziło już obicie, stary parkiet, pozjadane przez ćmy dywany, roztrzaskane okiennice, pełno błota oraz ziemi. Jednakże kamienne ściany, dwa piętra, duże gospodarstwo i przyjemny dla oka park nie pozostawiały wątpliwości o szlacheckim pochodzeniu rodziny Bennetów.
Nie była to linia szczególnie majętna, czy sławna, a jej ciągłość mogła nagle wygasnąć, co tak bardzo trapiło panią Bennet. Poczucie, iż w razie braku ożenku dziatwy, a śmierci małżonka, stracą całą posiadłość i zostaną bez dachu nad głową, nie dawało biednej damie spokoju. Szybkim krokiem przemierzała sień ,zmierzając do czytelni, gdzie pan Bennet najprawdopodobniej przebywał. Po drodze potrąciła Mary, prawiącą Kitty jakieś mądre w jej mniemaniu przestrogi. Zapiszczała z niesmakiem i nie spojrzawszy na Johna, mówiącego coś do niej, kobieta otworzyła drzwi czytelnie i pospiesznie przekroczyła próg.
Jej małżonek siedział zaczytany w fotelu, jego najukochańszym miejscu w całym dworku. Bacząc, aby zachowywać się całkowicie zwyczajnie dama wyprostowała się, poprawiła suknię i bezwładnie opadał na taboret, czekając na choćby kroplę zainteresowania małżonka. Ten jednakże nadal pogrążony był w lekturze, nie zważając na powrót swej lubej. Ta więc powstała i powolutku podeszła do okiennicy.  
- Mężu najukochańszy –  tak zaczęła konwersację pani Bennet tegoż przyjemnego dnia, mając na względzie, ażeby  jej wiadomość wybrzmiała w uszach małżonka w pełni naturalnie – Panna Przenajświętsza czuwa nad naszym domem oraz moimi chorymi nerwami. Poczciwa pani Long wyjawiła mi przed niezbyt odległą chwilą, iż Netherfield Park został wydzierżawiony.
Pan Bennet zapewnił najszczerzej, nie odrywając wzroku od powieści, którą trzymał w dłoniach, że nic mu o tym nie wiadomo.
- Powiadam ci najświętszą prawdę – zapewniała pani Bennet, jednakże nie widząc ni wżdy zainteresowania tematem w obliczu małżonka , zapytała-  Czyś naprawdę nie ciekaw, kim jest ów kawaler ?
- Nie będę oponować, a więc  zabierać ci tej przyjemności, moja duszko.
Słowa te były wystarczającym zaproszeniem.
- A więc, mój drogi. Pani Long powiada, iż Netherfield wydzierżawił jakiś ogromnie majętny młody kawaler, skądś z północnej Anglii, że przyjechał z Londynu powozem, ale wyjątkowo ozdobnym, nie takim jak nasz mój drogi. Po obejrzeniu posiadłości, tak zapadła mu ona w serce, iż natychmiast ugodził się z panem Morrisem i ma objąć Netherfield jeszcze przed świętym Michałem, a część służby zjedzie znacznie wcześniej.
- Jak się nazywa ?
- Bingley.
- Żonaty czy kawaler ?
- Och kawaler, mój kochany, oczywiście. I to z dużym majątkiem. Cztery czy pięć tysięcy funtów rocznie. Toż to idealny małżonek dla naszych dziatek.
- A co to ma z nimi wspólnego, moja miła ?
- Jakiś ty dziś męczący, panie Bennet. Na pewno z którąś z naszych pociech się ożeni. To rzecz jasna.
- Jednakże, czy ów pan osiedla się tu w tym zamiarze ?
 - Niedorzeczność ! A w jakim innym celu ? Jestem pewna, iż w którejś z nich odda serce i pięć tysięcy funtów. Pani Long zarzekała się, że szanownego pana Binley nie interesują damy, spojrzyj jaka to szansa dla naszych synów! I dlatego musisz złożyć mu wizytę natychmiast po jego przyjeździe.
- A jakie są ku temu powody ? Twoja wizyta moja duszko wyda mu się bardziej słodka albo wyślij któreś z dziatek. Jesteś równie urodziwa jak one, lecz skoro gustuje on w męskich atutach, ty moja droga nie zaskarbisz sobie jego adoracji.
- Och, proszę przestać panie Bennet ! Grzech zaprzeczyć, iż nie pamiętam czasów,  kiedym przyciągała uwagę gentelmanów , ale to już dawno minęło i nie mieści mi się w głowie, bym teraz tak bardzo wyróżniała się wobec innych. Mając piątkę dorosłych dzieci, kobieta nie powinna przykładać uwagi do własnej urody. – od wspominek swej młodości lica pani Bennet zrobiły się purpurowe jak piwonie.- Musisz mężu jak najszybciej wsiąść w powóz i złożyć wizytę w Netherfield.
- Nie sądzę, aby było to rozsądne.
- Jak możesz tak działać na moje nerwy ?- załamała się pani Bennet, upadając na obity jedwabiem taboret. – Jak możesz nie myśleć o swoich dzieciach ?  Całe hrabstwo pojedzie do pana Bingleya z wizytą, a z pewnością ta wstrętna pani Lucas, mniemając, że taki szacowny kawaler zauroczy się w jej synu, co za nonsens. – tylko przez swoje niebiańsko spokojne usposobienie pan Bennet nie wypomniał małżonce, jak jeszcze przed zachodem słońca wychwalała całą rodziną Lucasów. – To świetne partia, pięć tysięcy funtów mój drogi, taki dar od losu nie może pójść na zmarnowanie ! Koniecznie musisz tuszyć do Netherfield, my z dziatwą przecież nie możemy same złożyć wizyty, jak by to wyglądało.
Pan Bennet nadal mało ogarnięty całą sytuacją, miał na uwadze inne sprawunki, mianowicie księgę zachwalaną przez Edmunda. Rozpacz żony odebrał jako najzwyczajniejszy niewieści lament.
- Mogę przyrzec na wszystkie świętości moja duszko, że to wasze odwiedziny sprawiłyby Bingleyowi niewątpliwą przyjemność. Skreślę mu parę fraz, mówiących o zgodzie na ożenek z każdym z mojej dziatwy, bez miary synem czy córką. Jednakże muszę zaakcentować temuż młodzieńcowi, jak wspaniałą duszą jest mój Eddie.
- Zaklinam cię kochany, abyś tego nie czynił. Edmund nie błyszczy wcale na tle innych mych pociech, a już z pewnością nie jest nawet w połowie ładny jak John, ani wesoły jak Lidia.  Ale co po moich pustych bólach, zawsze obdarowywałeś go wyjątkowym uczuciem.
- Każde z nich zawiera jakąś ukrytą w głębinach duszy wartość, ot błahostki, płochliwość i głupstwa.  Eddie za to przewyższa ich wszystkich bystrością oraz jasnotą umysłu.
- Nie troszczysz się o nie, ani o moje biedne nerwy ! – pani Bennet popadła w rozpacz. Ze łzami ułożyła się na tapczanie, próbując okazać połacie bólu. Małżonek nie wydał z siebie ni słowa i począł wgłębiać się tekst.
- Mylisz się moja duszko – zapewnił łagodnie – Mam dla ciebie i twoich nerwów jak najświętszy  szacunek. To moi starszy przyjaciele, słyszę ich nawoływania od prawie ćwierćwiecza.
- Nie potrafisz pojąć, co ja cierpię, jak się czuję. Kiedy następnym razem Pan Bóg ześle nam takiego kawalera ? A iżby to uczynił, przecie i tak nie złożysz nikomu wizyty. Czują już kostuchę nad moją duszą. Czas odchodzić, a moje dzieci, moja Lidia wylądują na gościńcu, bo mój pan mąż uparcie dążył to wszystkiego, by zapobiec ożenkowi.
Pani Bennet powolnie podniosła się na swoje bawełniane pantofle i podciągając suknię, opuściła izbę, wzdychając o swoim przeogromnym nieszczęściu. Pan Bennet westchnął głęboko, uskarżając się na nią w myślach . Była to duszyczka bardzo łatwa do przejrzenia.  Kobietka małego umysły i rozwagi, z wieloma niedostatkami w ogładzie. Miernego wykształcenia i usposobienia. Gdy coś ją gniewało, wyobrażała sobie, iż cierpi na nerwy. Celem jej pobytu na ziemi było wydanie dzieci za mąż, a radością wizyty i nowinki.
Sam pan Bennet był dość specyficzną mieszanką, mieszczącą w sobie sarkastyczny humor, powściągliwość, inteligencję oraz bystrość. Rzadko przejawiał swoje uczucia, a przy tym często wykorzystywał naiwność małżonki. Już na samym początku postanowił, iż odwiedzi Bingleya w Netherfield i zaprosi tegoż bogatego kawalera do Longbourn. Tego wymagała etykieta, a możliwość ożenku jednego z dzieci tym bardziej wzmogła jego chęci. Powziął sobie jednak za punkt honoru, by pani Bennet o niczym się nie dowiedziała, wówczas jej radości nie miałyby końca, a z tym jego boleści. Małżonka nie wiedząc o niczym była znacznie spokojniejsza oraz klarowna, a rzucane w niego spojrzenia pełne urazy potrafił jakoś zdzierżyć.


W ciągu całego swego pożycia w małżeństwie pani Bennet wydała na świat pięcioro dzieci. Pod względem wieku, ale i różnych innych zalet  przodował John. Był to młodzieniec niezwykłej urody. Delikatne jak piórka, a złote jak zboże włosy, rozświetlały jego powabne lico. Oczy miały barwę nieba o wschodzie, a rumiane policzki dodawały wyjątkowego uroku oraz łagodności. Kawaler wraz z opuszczeniem łona matki, odebrał urodę przeznaczoną dla reszty dziatwy. Żadne z późniejszych potomków nie było tak urodziwe. W całym hrabstwie uchodził za wyjątkowo urodnego dziedzica, czym ponad wszelką miarę szczyciła się pani Bennet. Co do samego Johna Pan Bóg miał inny plan. Panicz Bennet jakby nie widział swej urody, postępował w życiu wyjątkowo skromnie i cicho. Przez swe łagodne usposobienie widział w ludziach tylko zalety, co często zniekształcało jego osąd. Potrafił usprawiedliwić każdy, nawet najbardziej niegodziwy uczynek. Nie posiadał skłonności do okazywania swych uczuć, chociaż miał do nich ogromną słabość. Jego piękne oblicze zakrywało wszelkie emocje, co obserwatorowi mogło wydać się obojętnością.
Kiedy panicz ujawnił, iż w jego sercu miejsce jest tylko dla innego mężczyzny, pani Bennet wpadła w boleści i chorowała na nerwy przez niemal kwartał. „Taki kawaler pójdzie na zmarnowanie, taka uroda.” Nie ukrywała, że wolałaby, ażeby jej pierworodny obdarzył ją wnuczętami, a nie kolejnym synem.  Pan Bennet również zdawał się zawiedziony, jednakże faktem, iż jego pierwszy nie zostanie dziedzicem Longbourn, gdyż Bennetowie nie posiadali dużych majętności. Po upływie jakiegoś wszystko wróciło na dawne tory. Matka pogodziła się z losem, a nawet dostrzegła niemałe korzyści.
-Mój John ze swoją urodą na pewno zdobędzie jakiegoś bogatego lorda z paroma tysiącami rocznie. Osiedli się w majestatycznym dworze, a ja biedna zaoszczędzą na posagu dla moich córek.
Jednakże upodobania Johna nieraz sprawiały mu kłopotliwości. Panowie charakteryzują się dużo śmiałością, a i również łatwością w rozmowach oraz bezpośredniością, są bardziej otwarci niż damy. Panicz Bennet nie posiadał tych cech, był na ogół spokojny i zamknięty w sobie. Często nawiązanie relacji sprawiało mu trudności. W dodatku przez swoją nieumiejętność rozpoznawania ludzkich zamiarów, czy pragnień stawał się duszą bardzo podatną na zranienie.  Młodzieniec nigdy nie powiedział o żadnym stworzeniu Bożym ni złego słowa, co wprawiało częste oburzenie Edmunda, drugiego w kolejności oraz przyjaciela Johna od serca.
 Z całego swego potomstwa pan Bennet miłowało go najbardziej. Zapewne odnajdywał w synu siebie sprzed mariażu. Żywy umysł oraz dostrzeganie zabawnych stron ludzkich przywar i słabostek  Eddie dostał właśnie od ojca. Posiadał on dużo wdzięku oraz miłą dla oka twarz, jednakże nie został tak obdarowany urodą jak John. Nie zważał jednak na to, gdyż więcej uwagi przykładach do cech charakteru oraz obycia. Jego ciemne włosy pozostawały w nieładzie, co strasznie oburzało panią Bennet, która nigdy nie ukrywała, iż kocha go najmniej ze swojego potomstwa. Nie dostrzegała ona inteligencji oraz wszechstronności syna, a jego bezpośredniość traktowała jako brak szacunku. W stosunku do ożenku podchodził z dużą dawką dystansu, co jeszcze bardziej szarpało chore nerwy pani Bennet.  Poza tą uroczą damą cieszył się opinią kawalera oczytanego, powabnego oraz rozsądnego. Ceniono go jako rozmówce, a także partnera do każdej dyskusji. Wraz z Johnem posiadał dobre wychowanie oraz umiał zachowywać się w towarzystwie, czego nie można było powiedzieć o pozostałej trójce Bennetów.  Ze starszym bratem trzymali się bardzo blisko. Eddie jako jeden z niewielu miał dar odczytywania uczuć Johna. Martwił się o jego nieśmiałość, o to, iż może mu ono kiedyś przeszkodzić w ożenku. Sam nie był na razie nim owładnięty, choć nie wykluczał takiej przyszłości. Tak jak i pierworodny doceniał tylko zalety swojej płci. Ojciec nie przejął się tym straszliwie, kochał Eddiego ponad wszystko i nie chciał nic w nim pozamieniać. Jednakże matka była wstrząśnięta.
-Cóż za nieszczęście ! Dwoje dzieci po sobie ! Za jakie grzechy? Moje biedne nerwy.
Pozostałe potomstwo nie przyniosło poprawy ani dziedzica. Mary  nie dorównywała pięknością bracią, a nawet należała do panien mniej urodziwych. Ponad wszystko starała się nadrabiać to wykształceniem oraz intelektem. Jednakże i ich nie posiadała w dużej dawce, o czym nie miała pojęcia, gdyż w swoich oczach uchodziła za niebywale mądrą oraz utalentowaną.  Kitty była słodką dziewuszką, urodną, ale wyjątkowo głupią i naiwną. We wszystkim naśladowała młodszą siostrę Lidię. Pani Bennet kochała najbardziej właśnie Lidię. Widziała w niej siebie sprzed lat i pozwalała jej na bardzo wiele.  Panna myślała tylko o balach i kawalerach, nie przykładała wagi do wykształcenia, ogłady oraz etykiety, jak wszystkie panny Bennet. Chciała jak najszybciej wyjść za mąż, najlepiej za bogatego oficera. Tańce, sukienki, wstążki – to stanowiło jej mały świat, a Kitty podążała za nią ślepo.
 Państwo Bennet zostali zatem bez dziedzica. Ich córki nie miały żadnych praw w tym względzie, a synowie gustowali mężczyznach, co prawda nie przekreśla to praw dziedziczenia w wypadku posiadania dużego majątku, jednakże rodzina Bennetów takiegoż nie posiadała. Zatem w chwili śmierci pana Benneta cała posiadłość, dom, meble, pieniądze przejdą na niejakiego pana Collinsa, najbliższego ich kuzyna. Dlatego pani Bennet tak bardzo zależało na szybkim ożenku. Nie mogła przyjąć myśli, iż stracą wszystko i wylądują na ulicy.  Ale wracając do naszej opowieści.
Wieczorem cała rodzina znajdowała się w małym saloniku, gdzie pani Bennet w zwyczaju miała przyjmować swoich gości, jednakże w ostatnich dniach nikt nie wyraził choćby najmniejszej chęci, aby odwiedzić jej domostwo, poza panią Long, jednakże z tą damę pani matka pozostawała w milczącej obrazie. Samej jej również humor nie dopisywał. Od zatargu z małżonkiem nie mogła znaleźć sobie kąta w domostwie. Przez już parę dni biegała po całej posiadłości, wtrącała się w nieswoje interesy, a na męża nawet nie raczyła spojrzeć. Jej serce pełen było głębokiego żalu, odnośnie jego postawy wobec mariażu dzieci.
- A czy ty Eddie nie miałbyś ochoty poznać pana Bingleya ? – posłał zapytanie pan Bennet do swego syna. Edmund wtenczas rozprawiał o czymś zaciekle z Johnem, jednakże na głos ojca zaraz przerwał konwersację.
- Tatku skończyłem już parę wiosen, zatem każdego dobrze rokującego kawalera będę chciał poznać, pytanie jest tylko czy ów pan Bingley zechce odwzajemnić tę relację.
- Oj zechciałby, gdybyż chociaż wiedział o naszym istnieniu, o czym mój pan mąż nie chce mu wspomnieć – zrzędziła pod nosem pani Bennet.
- A nawet jeśli nie miałbym na to ochoty – kontynuował Edmund – i tak bym ci przecież o tym ojcze nie powiedział przy naszej pani matce. Znasz jej słabe nerwy, nie ośmielę się narazić ich na większy uszczerbek. – Pani Bennet nie odgadła, iż jest to naigrywanie się z niej, a John z ojcem wymienili porozumiewawcze spojrzenie. Mary za wszelką cenę chciała zrozumieć schowany sens słów brata i odpowiedzieć na to czymś wybitnie mądrym, jednakże nie była w stanie.
- Więc całe szczęście, iż dzięki twemu panu ojcu nie będziesz miał okazji go nawet ujrzeć.
- Cóż ty bredzisz matko ? – wzburzył się Edmund – Czyż nie mamy zaproszenia za dwa tygodnie na bal, na którym on będzie obecny ? A może zamierzasz nas trzymać od niego z daleka ? Pani Lucas obiecała nam go przedstawić.
- Oj Eddie, ależ ty naiwny – chwyciła się za głowę pani Bennet, trącając wtenczas Lidie swoim łokciem – Przepraszam cię serce moje – pogłaskała najmłodszą po głowie i kontynuowała – Czy naprawdę myślisz, że pani Lucas zapozna waz z tym bogatym jegomościem, a przy tym kawalerem, mając własnego syna i córkę gotowych do ożenku ? Nie mam dobrego mniemania o tej damie, jest samolubna oraz zmanierowana.
- Masz rację moja duszko. Myślę więc, że nie musicie skorzystać z jej pomocy.
Pani Bennet nie wiedziała, co na to odpowiedział, więc zaczęła łaić córkę.
- Na Panienkę Przenajświętszą, Kitty skończy już z tym kichaniem ! Nie masz litości dla zszarpanych nerwów matki !
-Przecież nie robię tego dla przyjemności – odparła oburzona Kitty i z obrażoną miną zwróciła się do siostry – Lidio, od dzisiaj licząc kiedy jest bal ?
- Za tydzień ! – wykrzyknęła z entuzjazmem Lidia – A ja jeszcze nie mam wstążek! Ani spinek! – mówiąc to miała twarz tak przerażoną, jakby co najmniej wybuchła wojna.  To były jej życiowe wartości, do których przywiązywała największą wagę – Matulu możemy iść jutro z Kitty do miasta i je kupić ? – zwróciła się do matki. Co prawda nowe wstążki kupiła dwa miesiące temu i miała je na sobie tylko raz, jednak pani Bennet nie mogła jej odmówić, zatem zaraz wyraziła zgodę. Na to dwie najmłodsze panny Bennet wyszły z saloniku, trajkotając cały czas o balu, zakupach oraz kawalerach.
- Zatem jaką decyzję podjęłaś moje serce?
- A co mam ja do mówienia w tej sprawie? – oburzyła się pani Bennet, dokańczając robótkę –Co ja biedna sama mogę zrobić ?
- Może to ty powinnaś przedstawić nasze dzieci Bingleyowi. Na pewno doceniłby taką odwagę.
- Jakże mam to zrobić – zanosiła się nieszczęśliwym śmiechem małżonka – skoróż sama nie miałam z nim jeszcze okazji.
- Czy coś staje na przeszkodzie żeby to zmienić – drążył pan Bennet – Takiemu wytwornemu kawalerowi jak szanowny pan Bingley na pewno dużej różnicy nie zrobi, czy pierwszą wizytę złoży mu pan Bennet czy pani Bennet. Zbyt dużą wagę przywiązujesz do form zawiązywania znajomości, moja duszko. Już kiedyś ci wspominałem, iż twoje odwiedziny sprawiłyby mu dużo więcej radości. Dla tak wytwornych osobników większą ma wagę treść przedstawienia niż jego sposób. Wielu panów zapoznało się już z nim, lecz gwarantuję ci moja droga, że połowy z nich już nie pamięta, a imiona większości wyleciały mu z głowy. Za to twoja wizyta, na pewno bardzo czarowna oraz wyjątkowa, zapadłaby mu głęboko w pamięć. Myśląc o hrabstwie, miałby przed oczami tylko wasze urocze spotkanie, przez co twoje pociechy natychmiastowo są znacznie wyżej w jego względach niż dajmy na to pan i panna Lucas. Dlatego zależy mi, abyś wzięła sprawy w twoje piękne dłonie i czym prędzej pojechała do Netherfield. Czy chcesz coś dodać, Mary ?
Mary jednak milczała, gdyż nie do końca zrozumiała wywód ojca, a ponad wszystko nie chciała zbłaźnić się jakąś niemądrą wypowiedzią.
- Więc wracająco Bingleya …
- Mam już dość Bingleya ! – krzyknęła rozwścieczona pani Bennet – Nie chcę słyszeć nazwiska tego człowieka w mojej obecności.
- Nawet nie wiesz jak mi przykro, kiedy to słyszę, ale dlaczego nie mogłaś mi powiedzieć tego wcześniej ? – posłał żonie pytający uśmiech. – W takim razie muszę cię zmartwić, że ta znajomość została już zawarta. Odwiedziłem tego jegomościa wczoraj o poranku. Z wielką radością przyjął on moje powitanie. Zatem w brew twemu życzeniu najdroższa, jego imię niejednokrotnie usłyszysz w najbliższym czasie.
Tymi słowami pan Bennet wprawił wszystkich w ogromne zadziwienie. Natychmiast wszystkie dolegliwości związana ze zszarpanymi nerwami pani Bennet odeszły w zapomnienie i przemieniły się w ogromne ucieszenie. Nikt nie krył podekscytowania, nawet Mary, a na wrzaski Lidia i Kitty wbiegły do saloniku. Kiedy John przekazał im, co się stało, zaczęły świętować, jakby co najmniej pan Bingley już oświadczył się jednej z nich.
- Och mój drogi, tylko się tak z tobą droczyłam – oświadczyła pani Bennet, gdy przeszedł już pierwszy wybuch radości – Od samego początku byłam pewna, że mnie nie zawiedziesz i to zrobisz.  Zbyt mocno kochasz naszą dziatwę, aby puścizna zmarnowanie takiego kawalera. Jakam rada ! Cóż za pyszny figiel ! Teraz moja Kitty możesz kaszleć, ile chcesz.
Następnie zakończyła te radości, wyganiając dzieci z pokoju, opowiadając wtenczas o ich ojcu, tym wspaniałym człowieku, który działa kojąco na jej serce oraz nerwy. Gdy wszelkie hałasy już ucichły, Eddie ukradkiem wślizgnął się do gabinetu ojca.
- Tatku, jaki on jest ? Czy choć w części tak idealny jak to opowiada pani matka ?
- Nikt mój drogi Eddie nie jest idealny, chociaż muszę przyznać, iż twojej rodzicielce niewiele do tego stadium brakuje. Tylko nie mów jej tego, bo nie pohamuje swej radości. A co do samego Bingleya to bardzo urodziwy i miły kawaler, a przy tym wyjątkowo życzliwy. Spojrzenie ma bardzo przyjazne. Obiecał mi, że nas odwiedzi, ale dopiero po balu, gdyż w tym jeszcze tygodniu wybiera się do Londynu i wróci w przeddzień tegoż wydarzenia.  A mówiąc o jego majątku, cóż twoja matka ma tu pełną rację, lecz to chyba nie ma dla ciebie większego znaczeni.
-Skłamałbym, przyznając ci rację ojcze. Mówi się, iż pieniądze nie dadzą szczęścia, ale z czym kojarzy ci się domostwo ? Z czym kojarzy ci się pożycie ? Czyżby nie ze szczęściem ? A co da nam piękny dom i życie jak nie pieniądze.
- Istnieje wiele rodzajów szczęścia, a i dla każdego znaczy ono co innego. Dla mnie jest to spokój, dla twej matki nowinki i mariaże, dla Kitty i Lidii bale i suknie, Mary książki, Jane przyjaźnie. A czym ono jest dla ciebie ?
- Dla mnie oznacza czystość sumienia oraz niezatracenie własnej osoby. Gorące miłowanie zmienia nas, tak samo jak pieniądze, przez co możemy się zagubić i utracić swoją duszę. A niewielu może po tym powrócić do pierwotnego stanu, a potrzeba do tego ogromnego zaparcia i wysiłku. Nie wiem, czy ja bym temu podołał, zatem postaram się skupić ponad wszystko, aby pozostać Edmundem, jakim jestem teraz tak, ażeby nawet i pan Bingley, jego posiadłość oraz pięć tysięcy rocznie, nie odebrały mi go.  Czy taka definicja szczęścia cię zadowala ?
- Oj Eddie, jeśli będziesz stawiał ją aż tak wysoko, trudność sprawi ci i osiągnięcie tego szczęścia, a także jego znalezienie w postaci męża. I nie zapieraj się przed choćby najmniejszą zmianą z miłości. Czasem, jak powiedziałeś, jest to coś negatywnego, ale miłowanie to tak silne uczucie, iż musi na nas jakoś oddziaływać, a robi to w postaci wewnętrznych zmian, to normalne. Spójrz na mnie. Nawet nie wiesz jak bardzo różnię się od Benneta, którym byłem przed małżeństwem, a którym teraz jestem. A jednak to właśnie takiego mnie kochasz, czyż nie ? A teraz prędko do łóżka.
Edmund pożegnał się z ojcem i ruszył po schodach na drugie piętro, cały czas rozmyślając o jego słowach. Przysiągł sobie ponad wszystko, iż miłość go nie zmieni, nie zmieni jego duszy oraz postrzegania innych.  Nie wiele on wiedział o miłowaniu, jedynie tyle , ile wyczytał lub zaobserwował. Dla niego takie uczucie oznaczało coś zupełnie innego niż dla Lidii, jednakże czy mógł oceniać, która wersja jest lepsza ?
Wchodząc do izby, dało się ciągle słyszeć podekscytowane poszeptywania Kitty z najmłodszą siostrą. Planowały, jak zrobią wrażenie na panu Bingleyu podczas balu. Edmund tyle razy powtarzał ojcu, iż to niedorzeczność, aby panny Bennet chodziły na bankiety, gdy on wraz z bratem są jeszcze kawalerami, a i ogłada oraz maniery sióstr pozostawiają wiele do życzenia, a ich ekspozycja na oczach całego hrabstwa mogła przynieść rodzinie niemały wstyd. Ale ojciec był bezradny, to pani Bennet o wszystkim decydowała, a ona na pewno nie chciała słyszeć o zostawieniu córek w domu, kiedy mogą znaleźć jakiegoś bogatego kawalera.
John leżał już w łoży, lecz otwarte oczu mówiły, iż nie zapadł jeszcze w sen.
- Ależ nam ojciec zrobił niespodziankę. – zaśmiał się, w czasie obrotu w stronę brata. Eddie właśnie obmywał twarz w misie, a następnie przebierał się w coś lekkiego do snu.
- Ciekaw jestem, czy miał zamiar to powiedzieć nam właśnie dzisiaj, czy to pani matka zmusiła go do tego swoimi narzekaniami.  Jednakże nie zależnie od tego, jutrzejszego dnie będzie już na pewno spokojniej. – podniósł kołdrę i położył się obok Johna.
- Czy myślisz, że to co o nim mówią to prawda ? – zapytał starszy.
- Podobno to prawda, w końcu ciężko wyssać sobie z palca kwotę taką jak pięć tysięcy funtów.
- Ale mi nie chodzi o to głuptasie. – zapewnił John, śmiejąc się. – Miałem na myśli, że ludzie gadają, iż pan Bingley preferuje mężczyzn. Głowiłem się, czy to jest prawda.
- Niestety o tym mi nic nie wiadomo. Również słyszałem te pogłoski, lecz nie wiem, czy można im dać wiarę.  Chociaż nie powiem, iż bym się obraził, gdyby okazały się prawdą. A ty nie udawaj, że nie chodzi ci o jego funty. Pani matka to usłyszy i zaraz złoi ci skórę.
Śmiali się jeszcze przez jakiś czas, leżąc przy zapalonym knocie. Edmund cały czas łapał się na wyobrażaniu sobie pana Bingleya, jego twarzy, włosów, oczu. Nawet go nie poznał, a jednak czuł, iż ten kawaler ma w sobie coś niezwykłego, co nie pozwalało o nim zapomnieć. Jednak nie czuł się w tym odosobniony, z pewnością każdy z młodych Bennetów, a może nawet nie wykluczając rodziców, poświęcał teraz myśli osobie Bingleya.
- Na pewno mu się spodobasz. – zapewnił John.
-Ja ? Gdy stanę obok ciebie, nie zauważy mnie, nawet jeślibym krzyczał, czy zachowywał się jak Kitty. Jego uwaga na pewno powędruję do ciebie i w pełni na to zasługujesz.
- Mam tylko nadzieję, że będzie on tak miły i dobry jak bogaty.
- Módl się mój drogi, ażeby nie był dumny i wyniosły. Niczym tak nie gardzę jak tymi wadami. – dopowiedział Eddie, gasząc świecę.